W roku 1975 Volkswagen wypuścił przednionapędowego Golfa GTI. I ludzie go pokochali. Na odpowiedź Opla trzeba było czekać... Nie, nie 10 lat, aż ukazał się model GSI. Odpowiedź Opla nastąpiła znacznie wcześniej, tyle tylko, że model ten nie zdobył wielkiej popularności. Ale był. Oto Opel Kadett SR.
W roku 1979 Opel wypuścił kolejną generację Kadetta. Czwartą z kolei, oznaczoną symbolem D. I zarazem przełomową, bowiem był to pierwszy Opel z przednim napędem. Samochód mógł się podobać. Jego sylwetka była nowoczesna. Występowała w odmianach 2-, 3-, 4- i 5-drzwiowych (różnica dotyczyła jedynie tylnej klapy, która otwierała się albo wraz z szybą, albo szyba była krótsza i otwierało się to, co pod szybą zostało).
W późniejszym okresie do gamy nadwoziowej dołączyła wersja kombi. Opel był bardziej przemyślany niż Golf, zwłaszcza w tylnej części, gdzie klapa otwierała się od zderzaka, a pionowo umieszczone światła nie ograniczały szerokiego dostępu do pojemnego bagażnika (380 litrów nawet dziś w tej klasie robi wrażenie). W Golfie bagaże trzeba było unosić dość wysoko, dopiero w 3 generacji klapa otwierała się od zderzaka, a w 5 generacji (wypuszczonej na rynek 24 lata po opisywanym Kadetcie) klapa była na dole szeroka i nieograniczona przez światła tylne. Więc, jak widać, Opel zrobił naprawdę przyjazny samochód, który mógł uchodzić za wzór. I pewnie by uchodził, gdyby nie to, że Golf powstał wcześniej i ludzie kupowali go na miliony. Oliwy do ognia dodała 110-konna wersja GTI, która do setki zbierała się w 10 sekund i sprzedawała się rewelacyjnie. W Oplu zaczęto intensywnie myśleć nad konkurencją dla szalonego Golfa. I w roku 1981 wymyślono wersję SR. Było to pierwsze SR z przednim napędem. Z silnikami 1,3 i 1,6. Z tym że ten mniejszy w żaden sposób konkurować z GTI nie mógł, dlatego też zajmiemy się tym większym silnikiem. Ale od początku...
Z zewnątrz od razu widać, że mamy do czynienia z nietuzinkowym Kadettem. Inne aerodynamiczne lusterka boczne, poszerzające nadkola i progi listwy (tak, to firmowy pakiet) oraz czarne okleiny dołów drzwi i błotników. Aluminiowe 14-calowe felgi (projektowane specjalnie z myślą o tym modelu) z oponami o rozmiarze 185/60 (wtedy to był niski profil), napis na tylnej klapie z naklejanych liter oraz gumowy spojler dachowy dopełniają reszty. Samochód po takich zmianach mógł się podobać. Jego sylwetka nabrała zadziorności i drapieżności.
W środku jeszcze bardziej sportowo. Fotele Recaro osadzone dość nisko. Tylna kanapa utrzymana w podobnym tonie, z wyjątkowo cienkim wypełnieniem (przez co była twarda i dość niewygodna). Luksusy takie jak zamek centralny czy elektrycznie podnoszone szyby w wersji SR nie istniały. Niepotrzebnie zwiększały masę. Wspomagania kierownicy też nie było. Po co? SR 1,6 to nadwozie trzydrzwiowe. Pięciodrzwiowe były 1,3, ale też dopiero w późniejszym okresie produkcji. Ale jak dla mnie SR to koniecznie trzydrzwiowy i najlepiej biały z silnikiem 1,6. Czy można zatem sobie było wybrać jakieś luksusy? Można było! Szyberdach był prosty, tylko uchylny, ale za to szklany. No i można było sobie dokupić spryskiwacze reflektorów, które skutecznie oczyszczały światła oraz wypróżniały zbiornik płynu do spryskiwaczy. Najczęściej zabawa kończyła się po 3 oczyszczeniach świateł i płyn trzeba było dolewać. O dziwo wersje 1,3 były dużo lepiej wyposażane przez firmę.
Kierowca, siedząc w dość niewygodnym na dłuższych trasach fotelu Recaro, miał przed sobą zegary. I to nie byle jakie zegary. Bowiem było ich sześć! I były one w standardzie dla każdego SR. W ich skład wchodził obrotomierz, prędkościomierz, wskaźnik poziomu paliwa, wskaźnik temperatury silnika i wskaźnik ładowania akumulatora (woltomierz). Natomiast szósty wskaźnik był różny. Najczęściej wskazywał ciśnienie oleju (co było bardzo ważne, ale o tym potem). Ale mógł to być także ekonomizer. Na konsoli tykał sobie zegar i grało sobie radio (jak ktoś sobie je w firmie zamówił). Obok włącznika świateł awaryjnych był często, choć nie zawsze, przełącznik światła przeciwmgłowego tylnego. I tyle. Reszta to zaślepki, ale pod nimi były ukryte piktogramy świateł przeciwmgłowych przednich (były wielgachne, okrągłe, montowane na zderzaku i wyglądały jak światła dalekosiężne), zamka centralnego i ogrzewania foteli.
W środku nawet sporo miejsca jak na klasę kompaktową z końca lat 70. Włączniki ogrzewania tylnej szyby i podświetlenia kabiny typowe dla Opla. Czyli w pokrętle dmuchawy i włączniku świateł. Wsteczny zresztą też jak to w Oplach. Kto Oplem jeździł, ten wie. Ale dość tych rozważań, przejdźmy do napędu i prowadzenia się pojazdu.
W stosunku do GTI małemu Oplowi mocy trochę brakowało. Oba samochody ważyły w okolicach 900 kg (Opel 920 - 970 w zależności od wyposażenia). Ale Opel zastosował mały trik. Mianowicie postawił na pięciobiegową skrzynię biegów (w GTI skrzynia miała 4 biegi). Tak więc niedostatki mocy zostały zrekompensowane. Opel nigdy się nie chwalił przyspieszeniem tego auta, ale do setki samochód zbierał się w przyzwoite jak na owe czasy 12 sekund (czego nie zmierzył Opel, to zmierzyli inni). Prędkość maksymalna to 170 km/h. Moc silnika to 90 KM. Więc inżynierowie Opla odrobili pracę domową. Samochód prowadził się pewnie. Jego zawieszenie było dość twarde. Na tyle twarde, że na wybojach opuszczał się suwak ogrzewania kabiny (góra - ciepło, dół - zimno). W zimie bardzo szybko w kabinie robiło się lodowato. Czy wspominałem coś o braku klimy? Nie była potrzebna, bo auto chłodziło się za pomocą sił natury i samo dbało o to, by w nim za ciepło nie było.
Silnik. Tu Opel zawiódł na całej długości. Samochód miał notoryczne kłopoty z wałkiem rozrządu i z całym rozrządem. Wałek nie był dostatecznie utwardzony, wskutek czego wycierał się po 60 000 km. Dźwigienki zaworowe wskutek słabego smarowania wałka kończyły się po 40 000 km. Silnik miał hydrauliczną kompensację luzów zaworowych. Dźwigienki, o dziwo, przy odrobinie wprawy i sprytu można było wymienić bez demontowania wałka rozrządu. Wystarczyło zdjąć dekiel silnika. Opel stopniowo poprawiał te silniki, jednak do końca produkcji nie grzeszyły one trwałością. W utrzymaniu odpowiedniego ciśnienia smarowania pomagał wskaźnik na desce. A to smarowanie było dobre powyżej 3000 obrotów na minutę, a to oznaczało, że... Jednak gdy silnik pracował dobrze, dawał sporo frajdy z jazdy. Przez zasilanie gaźnikowe dość spontanicznie reagował na wciśnięcie gazu. No i konieczność jego kręcenia powyżej 3000 obrotów to była sama rozkosz. Silnik brzmiał, i to jak!. Swoją drogą ciekawe zjawisko - by oszczędzić silnik, trzeba było go troszkę piłować. To lubię!
Silnik 1,6 w Asconie SR, bo w Kadetcie go znaleźć to cud!
Samo prowadzenie auta było naprawdę wyśmienite. Opel trzymał się drogi jak zaklęty. Wiele współczesnych samochodów może mu pozazdrościć trakcji. Zakręty to był żywioł tego samochodu. Głównie przez to, że samochód został już fabrycznie mocno utwardzony i obniżony. Spora w tym zasługa także dość szerokiego jak na owe czasy ogumienia. Ten samochód miał opony o szerokości 185, podczas gdy inne Kadetty zadowalały się oponami 155. Tak więc tu wielkie ukłony dla inżynierów z Rüsselsheim. Tylko te fotele. Twarde i diabelnie niewygodne. Po 400 km miałeś zdrętwiałe nogi i potworny ból pleców. Siedziało się niewygodnie nisko i niewiele widziało, bo nie było możliwości podniesienia fotela. I to była największa wada tego Opla.
Nadwozie, jak każdego Opla z tamtych lat, kochała ruda. Rdzewiało dosłownie wszystko. Ale najbardziej cierpiał pas tylny i zakola. To była zmora tych Opli. Dlatego do dziś pozostało ich niewiele.
A dziś? Dziś Opla można kupić (choć pojawiają się niezmiernie rzadko) za całkiem sporą kasę. Przyzwoicie utrzymany egzemplarz po kapitalnym remoncie to koszt około 7500 euro. I taniej nie będzie.
Czy Kadett SR był konkurencją dla Golfa GTI? Raczej nie, ustępował Golfowi w osiągach. Za to mógł go nieźle nastraszyć. No i przez większy bagażnik, niższą krawędź załadunku i więcej miejsca wewnątrz, Kadett był zwyczajnie bardziej wszechstronnym autem. Na Golfa GTI Opel przygotował prawdziwą odpowiedź dopiero w roku 1983, wypuszczając Kadetta GT-E. Z tym że było już za późno na ten model, bo rok później Opel wypuścił całkowicie nową bryłę Kadetta - model E, a w roku 1985 pojawił się GSI...
Skąd tyle wiem o tym nieco zapomnianym i mało popularnym samochodzie? Poniżej dwie wyjątkowe fotki Kadetta 1,6 SR rocznik 1983 zrobione w roku 1991 w Szwajcarii. Mojego Kadetta. Po przywiezieniu do Polski i przerejestrowaniu go biały Opel służył dzielnie przez 4 lata. Niestety nie zachowały się żadne inne fotografie z tego okresu. Mój samochód z bajerów miał szyberdach i spryskiwacze świateł. I nie wspomnę, ile przygód razem przeszliśmy. W tym wymianę dźwigienki popychacza na parkingu przy autostradzie w Niemczech, z udziałem osłupiałych Niemców z ADAC - że jednak można, i to bez odwiezienia do warsztatu...
Artykuł napisałem dla Joe Monster
Bonus tylko dla czytelników tej strony!
Niebawem! Wpadaj tu czasem i zaglądaj do artykułów - na bieżąco znajduję ciekawostki i dodaję!
Ojciec mial takiego w latach 90 ale podstawka z chyba jakims slabiutkim 1.3. Pamietam ze nie bylo drugiego bardziej rdzewiejacego samochodu, i bardziej awaryjnego :) Specyficzny zapach środka, benzynki, spalin i "korozji" ? :D Ale cholera dobrze wspominam ten samochod, taki brzydki ze az piekny.
OdpowiedzUsuńZanim stałem się bojownikiem JM miałem przyjemność być posiadaczem kadeta. Mial silnik 1.2 s. Najlepsze auto jakie miałem. Przyzwoite osiągi i pojemne wnętrze. Prosty w naprawie i praktycznie niezawodny... sprzedalem go bo jak by zaczął mówić... rraffik
OdpowiedzUsuńJak się na to zapatrujecie - http://www.spcsa.pl/a/ucxh,jak-sprawdzic-czy-uzywany-samochod-nie-jest-kradziony Tak dowiem się o większych problemach konkretnego pojazdu?
OdpowiedzUsuń